narodowiec9
Administrator
Dołączył: 29 Lut 2008 Posty: 630
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Malopolska
|
Wysłany: Pon 6:44, 25 Kwi 2011 Temat postu: CAŁUN TURYŃSKI |
|
|
Mówi Wizerunek
Po zakończeniu wystawienia Całunu Turyńskiego w 1978 r relikwia ta została przeniesiona z katedry do przylegającego do niej Pałacu Królewskiego i "zdana na pastwę naukowców"- jak głosił tytuł jednego z dzienników. Stwierdzenie dosadne, ale oddające dobrze zapał ekipy STURP i uczonych "niezrzeszonych". Po raz pierwszy w swojej historii Całun został tak dokładnie zbadany bezpośrednio - "na żywo". STURP - skrót od The Shroud of Turin Reserch Project (Projekt Badań Całunu z Turynu) - wykorzystała najnowszą aparaturę i swoją wiedzę, przeprowadzają szereg badań, pobierają próbki tkaniny i wykonują ponad 6 tysięcy zdjęć zwykłych oraz specjalistycznych: różnymi kolorami i przy pomocy różnorodnych promieni. W swoich laboratoriach uczeni ci poświęcili badaniu otrzymanych danych ponad 250 tysięcy godzin, a ich rzecznicy - K.E. Stevenson i G.R. Habermas - po trzech latach opublikowali popularnonaukową książkę z ich wynikami i własnymi wnioskami pt. "Werdykt o Całunie". Ich opinię można wyrazić w jednym zdaniu:
Wszystkie wyniki z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością wskazują na fakt, że może to być płótno grobowe Jezusa Chrystusa.
Jeszcze raz zostały potwierdzone wnioski, do których w latach trzydziestych doszli specjaliści z medycyny sądowej i wielu uczonych innych dziedzin nauki. Ich wachlarz poszerzał się w miarę jej rozwoju, a chociaż uczeni a STURP-u skupili się głównie na poznaniu struktury fizycznej wizerunku całunowego, to wykonane przez nich zdjęcia wraz z uzyskanym poprzednio stanowiły wystarczający materiał do odtworzenia tego, co "mówi wizerunek"
Postać niepodobna do ludzi"
W zasadzie jest to sprawa najważniejsza. Wizerunek na Całunie stanowi jego główną wartość i jak każdy obraz jest przeznaczony do oglądania i podziwiania. Tylko że gdy patrzymy na wizerunek, podziw zamienia się w trwożliwe stwierdzenie, które możemy oddać słowami proroka Izajasza opisującego cierpienia tajemniczego Sługi Pańskiego: Jak wielu osłupiało na Jego widok, tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była nie podobna do ludzi (Iz 52,140). Tym Sługą Pańskim był - i jest nadal! - Jezus (por. Dz8,35). Wzrok patrzącego na wizerunek całunowy przykuwa przede wszystkim twarz. Tchnie majestatem śmierci, ale jest pełna spokoju, jak gdyby owe rany i inne obrażenia - a uczeni doliczyli się ich około 600! - nie wywarły wpływu na wyraz oblicza. Psycholodzy są zdania, że tak mógł znosić straszliwe cierpienia Człowiek, który widział głęboki ich sens i znał przyszłość: zmartwychwstanie.
Cała twarz jest obrzękła. Nosi ślady uderzeń, o których świadczą krwawe wybroczyny i opuchnięcia. Na lewym łuku brwiowym widać przecięcie skóry o długości 6cm. Podobna rana znajduje się na prawym policzku, w kształcie trójkąta o bokach 3cm. Uderzenie kijem spowodowało pęknięcie kości nosowej i ranę na lewym łuku brwiowym. Nie było to tylko "policzkowanie" Św. Jan używa terminu greckiego pochodzenia od rapis, czyli kij...Inne uderzenie spowodowało obrzęk na górnej wardze z prawej strony. Poniżej widnieją ślady wyrywania włosów brody wraz z wierzchnią warstwą skóry. Elektroniczne zdjęcia trójwymiarowe wykryły wypukłość wycieków krwi, które - "przetłumaczone" na cyfry i odtworzone w obrazie z zastosowaniem zaznaczenia czerwonym kolorem - pozwoliły na jej oznaczenie tam, gdzie jej się nie domyślano. Znane już - otrzymały bardzo wyraźną " topografię". Sensacją było odkrycie chusty podtrzymującej szczękę i zawiązaną na szczycie głowy, dzięki czemu pukle włosów po jednej i drugiej stronie twarzy, znajdując się bliżej tkaniny, mogły pozostawić na niej swój ślad z licznymi wyciekami krwi. Spowodowała je korona cierniowa w kształcie wschodnie mitry, a nie krążka splecionych gałązek, jak to odtwarza ikonografia. Mitra ta ściskała boki i wierzch czaszki. Na czole można doliczyć się 13 przekłuć, 20 z tyłu głowy, która dotykała pionowej belki krzyża. Ponieważ boki głowy nie są widoczne na wizerunku, chirurdzy przypuszczają, że urazów mogło być około 50. Jeden z wycieków nakreślił zapis odwróconej cyfry "3", a znak ten stał się " świadkiem koronnym" istnienia Całunu na wiele wieków przed jego przybyciem na Zachód i datą powstania tkaniny, którą wyznaczył problematyczny wynik analizy C14 na 1260-1390 r., a więc na okres Średniowiecza.
Unikatowy przypadek
Historia ukrzyżowani nie dostarcza ani jednego dowodu na koronowanie cierniem skazańców. Był to przypadek unikatowy, który tkwi mocno w kontekście historycznym. Odkryty w 1932r. dziedziniec fortecy Antonia w Jerozolimie, tzw. Lithostrotos (J19,130, pokryty jest rysunkami gier. Jedna z nich nosi nazwę "gry w króla". Przebrany musiał poddać się zabawie: udawać króla, znosząc kpiny i bolesne żarty. Tym razem żołnierze nie musieli rzucać kośćmi. "Przegranym był Jezus Nazarejczyk, który stwierdził, że jest królem (J18,37). Materiał na koronę był pod ręką jako typowy na Bliskim Wschodzie opał: o tej porze roku palono ognie na dziedzińcach (por. J 18,1. Na cały ciele widoczne są ślady po rzymskim biczu, zwanym flagrum taxilla-tum. Do końców rzemieni przytwierdzone były kawałki metalu lub kostki, które przecinały skórę. Horacy określił to narzędzie kary horribile flagellum - 'bicz-horror". Wymierzono ją jako "pouczenie", a wówczas ilość uderzeń była bardzo wysoka. Oprawcy jednak musieli uważać, by nie zabić osądzonego, który był wypuszczany na wolność. Taką karę wymierzono Jezusowi, gdyż Piłat miał zamiar Go uwolnić (por. Łk 23,16.22). Na wizerunku całunowym widać około 120 przecięć skóry. Oprawców było dwóch. Stali za biczowanym, pochylonym i przywiązanym do niskiego słupka. Dane elektroniczne pozwalają określić ich wzrost. Ten z prawej strony był wyższy i uderzał z wyraźnym sadyzmem nie tylko po plecach, lecz również po rękach i nogach. Rzemienie biczów zawijały się na ciele, raniąc szczyty klatki piersiowej, brzuch i golenie. Po tej karze rokującej uwolnienie, a więc wymierzanej prawdopodobnie aż do omdlenia, Piłat wydał wyrok śmierci przez ukrzyżowanie. Jezus niósł na Golgotę poprzeczną belkę krzyża, o czym świadczą dwa duże obrzęki na plecach. Poprzecinana biczami skóra powinna w tych miejscach ułatwić powstanie dwóch ran do żywego mięsa. Tak się nie stało, ponieważ między drewnem belki a skórą znajdowała się tkanina: tunika tkana od góry do dołu (J19, 23).
Skazańcy na miejsce ukrzyżowania szli zawsze nadzy. Widocznie Piłat chciał ukryć przed rzeszą ślady biczowania wskazujące na "uwolnienie"... Nie tylko ciężar belki, ale i owa szata przyczyniły się do upadków Jezusa. Prawe kolano było silnie potłuczone. Ewangelie wspominają o decyzji setnika, by ktoś inny przejął trud niesienia belki krzyża. Tradycja domyśliła się przyczyny i na Drodze Krzyżowej umieściła stacje trzech upadków. Całun nie pozostawia wątpliwości. Skazaniec nie mógł umrzeć w drodze. Musiał skonać na krzyżu. Rzymianie zastosowali taki sposób ukrzyżowania, by Jezus i dwaj łotrowie skonali jak najszybciej. Nie umieścili podpórek pod siedzenie czy kołka w kroczu, by cierpieli długo nawet przez kilka dni. Za kilka godzin rozpoczynała się Pascha i ciała nie mogły pozostać na krzyżach (por. J 19,31).
Ukrzyżowanie
Oprawcy przybili najpierw do belki leżącej na skale Golgoty ręce Jezusa, naciągając je mocno. Korzystali z doświadczenia, więc przebili je w nadgarstkach - między 8 kostkami - gdzie znajduje się wyczuwalna wolna przestrzeń, zwana "szczeliną Destota". Jeszcze nie będąc "podwyższony" (por.J12,32), musiał odczuwać straszliwy ból, który Go nie opuścił aż do śmierci; raczej się wzmagał. Przez ową szczelinę przechodzi bowiem nerw pośrodkowy, kierujący ruchami palców. Gwoździe musiały dotykać owych nerwów! Ich porażenie powodowało mechaniczne zaciśnięcie dłoni w pięść. Na wizerunku widać je złożone na łonie. Lewa spoczywa na prawej, nienaturalnie wydłużonej. Specjaliści z medycyny sadowej przypuszczają, że rana na niej była większa i wyglądała strasznie. Kciuki obydwu dłoni nie są widoczne. Wykryły je dopiero zdjęcia elektroniczne. Wycieki krwi z tych ran na przedramionach mówią o pozycji Jezusa na krzyżu i Jego nie wypowiedzianym cierpieniu. Po nasadzeniu poprzecznej belki ze Skazańcem na pionową - na stałe wbitą w skałę Golgoty - oprawcy szybko przybili do niej jednym gwoździem Jego stopy, nakładając lewą na prawą.
Nastąpił straszliwie bolesny zwis ciała i nie mniej bolesne wsparcie się na gwoździach w nogach. To wsparcie utrzymało Go przy życiu, gdyby bowiem nie ono, po kilku minutach skonałby, dusząc się. Dlatego właśnie żołnierze po śmierci Jezusa połamali dwom łotrom kości goleniowe, by nie mogli wspierać się na nogach, podciągać do góry i oczyszczać z dwutlenku węgla unieruchomione zwisem ciała płuca (por.J19,32). Dopiero teraz zaczęła się straszliwa męka, którą można porównać do ciągłego konania. Jezus - chcąc żyć i cierpieć - podciągał się do góry na gwoździach tkwiących w nadgarstkach i ocierających się o nerwy pośrodkowe. W owych krótkich chwilach mógł nawet mówić. Ewangelie przekazują Jego "siedem słów". Nie mógł trwać długo w tej pozycji, ponieważ stężone mięśnie nóg groziły zapaścią ortostatyczną. Opadał więc ponownie do poprzedniej pozycji, by po kilku minutach powtórzyć zryw do góry. Ten rytm podciągania i opadania stawał się coraz częstszy, aż do momentu wyczerpania wszystkich sił. Jezus skonał po trzech godzinach w momencie ostatniego wyprężenia i wydania rozdzierającego krzyku (por.Mt27,50). Kardiolodzy są zgodni co do określenia ostatecznej przyczyny śmierci: pęknięcie osierdzia. Przekazałem tylko małą część ogromnej liczby danych, i to bardzo pobieżnie. Dla hematologów wizerunek całunowy jest istnym "poligonem" unikatowych badań. Odróżniają z łatwością cztery stany krwi: tę wypływającą z aorty i żył, oraz przed i po śmierci. Jej analiza określa grupę: AB. Dwa z mnóstwa miejsc mają szczególny zapis: w okolicy stóp i w połowie ciała, gdzie znajduję się obwity wyciek z rany zadanej włócznią rzymską w prawy bok w odległości 13 cm od mostka. Grot - pod kątem 29 stopni - dotarł do serca. Dlaczego żołnierze nie przebili lewego boku, by ugodzić prosto w serce? Gdyż był żołnierzem. Jest to klasyczny przykład szermierki wojskowej: atak na prawą stronę korpusu przeciwnika, bo lewą zasłaniał tarczą...
Niektórzy mają mi za złe, że podjąłem się tematu Całunu Turyńskiego, gdyż obawiają się, że stwierdzenie jego autentyczności przyczyni się do kultu przedmiotu zamiast żywego Boga. Uważają, że samo Pismo Święte zawiera dosyć dowodów, żeby każdy mógł uwierzyć w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Trzeba jednak pamiętać, że nie każdy uważa Pismo Święte za źródło wiarygodne i natchnione. W swoich książkach staram się brać pod uwagę taki światopogląd, gdyż sam byłem kiedyś człowiekiem niewierzącym, a wtedy autentyczność Całunu Turyńskiego byłaby dla mnie argumentem za prawdziwością relacji biblijnej. Wierzę więc, że treść tej książki zainspiruje wielu czytelników do traktowania Ewangelii jako wiarygodnego i natchnionego źródła.
Płótno
Całun na ogół zwany jest w Ewangeliach sindon. Słowo to oznaczało kawał płótna używany jako kir (Łk.23:53), dość duży, aby nakryć całego człowieka (Mk.14:51-52). Oprócz niego w Ewangeliach występuje słowo othonia (Łk.24:12; J.20:7), które miało szerszy zakres znaczeniowy i oznaczało prześcieradła pogrzebowe, włącznie z całunem i opaskami czy bandażami, którymi go przewiązywano. W Ewangeliach pojawia się też słowo sudarion, czyli chusta, w jaką zawijano głowę zmarłego (J.11:44; 20:7).
Całun Turyński mierzy 4,36 m na 1,1 m. Współcześnie jest to miara osobliwą, ale w starożytności proporcje te wynosiły 8 na 2 łokcie, co samo w sobie świadczy o starożytności płótna.
Waga Całunu wynosi 2,5 kg. Utkano go z dobrej jakościowo przędzy z lnu rosnącego zapewne w Syrii. Użyto splotu jodełkowego „trzy na jeden”, który wymagał krosna używanego w pierwszych wiekach w Syrii. Najczęściej stosowano wówczas ścieg „jeden na jeden”. Ścieg „trzy na jeden” zwiększał jakość, ale i cenę. Płótno Całunu Turyńskiego było wysokiej jakości, a zatem i drogie, co potwierdzają Ewangelie, mówiąc, że zakupił je Józef z Arymatei, człowiek zamożny (Mt.27:59).
Lniane włókna Całunu zawierają śladowe ilości bawełny indyjskiej (Gossypium herbaceum), które pozostały na krośnie z poprzedniej pracy. Bawełnę tę uprawiano na Bliskim Wschodzie w I wieku, ale nie była znana w średniowiecznej Europie. Wskazuje to na starożytne pochodzenie tkaniny Całunu.
Krew Jezusa
Prof. Baima-Bollone z wydziału medycyny kryminalnej uniwersytetu w Turynie orzekł po analizie włókien Całunu, że zawierają ludzką krew z rzadkiej grupy AB. Tylko 3% ludzi na świecie ma krew z tej grupy. Ciekawe, że wśród Żydów sefardyjskich, do jakich zaliczał się Jezus, występuje ona sześć razy częściej niż w reszcie populacji.
Badania krwi przeprowadzone przez prof. Victora Tryona z Centrum Badań Genetycznych przy uniwersytecie stanu Teksas stwierdziły, że jest to krew męska. Jej obecność na Całunie stwierdził też lekarz sądowy dr R. Bucklin, a niezależnie od niego profesorzy A. Adler i J. Heller, którzy określili ją jako ludzką krew z grupy AB.
Ktoś już zdążył napisać powieść o tym, że DNA uzyskane z Całunu posłużyło do sklonowania człowieka. Jest to fikcja, gdyż krew na Całunie ze względu na swój wiek ma zbyt szczątkową postaći, aby udało się z niej zrekonstruować DNA. Prof. Tryon potrafił wyizolować tylko trzy geny. Na ich podstawie da się stwierdzić, że w Całun owinięty był mężczyzna, ale niewiele ponadto. Sklonowanie Jezusa z tak szczątkowego DNA są fantazją, jak stwierdziła prof. Jennifer Smith z departamentu do badań DNA przy FBI w Waszyngtonie.
W 1978 roku wszechstronne badania Całunu przeprowadziła kilkudziesięcioosobowa grupa naukowców, zwana w skrócie STURP (Shroud of Turin Research Project). Powstała w marcu 1977 roku, kiedy na emeryturę przeszedł biskup Turynu, kardynał Michele Pellegrino, a zastąpił go Anastasio Ballestrero, bardziej otwarty na poddanie Całunu badaniom naukowym.
Badania trwały na okrągło przez pięć dni i nocy. Wzięło w nich udział ponad 40 naukowców o różnych przekonaniach, w tym katolicy, protestanci, Żydzi i agnostycy. Nie byli sponsorowani przez Kościół. Niektórzy z tych naukowców sprzedali swe samochody, a inni zapożyczyli się pod zastaw domu, żeby zebrać pieniądze na sprzęt wartości ponad 2 mln dolarów, potrzebny do wszechstronnego przebadania Całunu.
Większość z nich przystąpiła do badań zakładając, że Całun to średniowieczne fałszerstwo. Prof. John Heller w imieniu swoim i swego żydowskiego kolegi prof. Adlera wyznał: „Z wielu przyczyn zarówno ja, jak i Adler zakładaliśmy, że Całun był fałszerstwem,” „zwykłym reliktem z epoki ciemnego średniowiecza”. W trakcie badań obaj zmienili zdanie, podobnie jak Barrie Schwortz, inny z żydowskich badaczy w tym zespole, który napisał: „Wizerunek na Całunie zgadza się z opisem ukrzyżowania w Ewangeliach do n-tej potęgi. Przybywa dowodów na to, że Ewangelie są bardzo wiarygodne. Może to wywołać konsternację w mojej rodzinie i wśród innych Żydów, ale moim zdaniem Całun jest kirem, w który zawinięto Jezusa po ukrzyżowaniu.”
Sceptycy często posądzają uczonych opowiadających się za autentycznością Całunu o uprzedzenia na tle religijnym. Ciekawie skomentował te uprzedzenia prof. Yves Delage, wykładowca anatomii z paryskiej Sorbony, który sam był agnostykiem: „W problem, który sam w sobie jest czysto naukowy, niepotrzebnie wplata się aspekt religijny, czego owocem są rozognione emocje w miejsce racjonalnej trzeźwości. Gdyby, zamiast o Chrystusa, chodziło o inną osobę, na przykład o Sargona, Achillesa czy jakiegoś faraona, nikt nie miałby żadnych obiekcji. Zajmując się tą kwestią pozostałem wierny prawdziwemu duchowi nauki, zainteresowany prawdą, nie zaś tym, czy wyniki będą miały religijne implikacje, czy też nie. Chrystus był postacią historyczną, dlatego nie widzę żadnej przyczyny, dla której ktoś miałby być zgorszony tym, że zachowały się materialne dowody Jego ziemskiego życia.”
Pamiętajmy, że badania naukowe nie mogą wykazać, że Całun jest autentyczny, a jedynie, że nie jest fałszerstwem, ponieważ nie da się powtórzyć w laboratorium zjawiska, które spowodowało odbicie wizerunku na Całunie. Jak zauważył John Heller: „Nawet, gdybyśmy dysponowali podpisem w lewym rogu, mówiącym: ‘To jest mój Całun’, podpisanym przez J. Chrystusa i poświadczonym przez burmistrza Jerozolimy, nie byłby to naukowy dowód, a jedynie historyczny.”
Z powyższych względów tylko trzej naukowcy z zespołu STURP (John Jackson, Robert Bucklin i Barry Schwortz) posunęli się do stwierdzenia, że Całun Turyński jest prawdopodobnie tym, w którym pochowano Chrystusa. Pozostali poprzestali na tym, że nie znaleźli niczego, co wskazywałoby na fałszerstwo. Po zakończeniu badań, w czasie konferencji prasowej w 1981 roku w New London w stanie Connecticut, na pytanie dziennikarzy, czy znaleźli coś wykluczającego autentyczność Całunu, odpowiedzieli zgodnie: „Nie”.
Wszyscy naukowcy biorący udział w tych badaniach zdecydowanie wykluczyli, aby wizerunek był namalowany. Z ich konkluzją nie zgodził się dr Walter McCrone, który nie badał samego Całunu, a jedynie pobrane z niego próbki. Uznał, że pokrywająca Całun warstwa bioplastyczna jest żelatyną, którą pokrywano kiedyś farby. Prosty test fluoroscencyjny wykazałby błędność jego tezy, ale McCrone nie przeprowadził takich testów. Analizując próbki pobrane z Całunu, natrafił na cząstki żelaznej ochry używanej do wyrobu brunatnożółtej farby i na tej podstawie orzekł, że wizerunek i krew na Całunie zostały namalowane farbą.
McCrone był wówczas uważany za eksperta w badaniach mikroskopowych. Jego reputacja brała się stąd, że w 1973 roku zidentyfikował Mapę Vinlandzką jako fałszerstwo. Mapa ta, będąca w posiadaniu uniwersytetu Yale, pokazywała część Ameryki Północnej, do której docierali Wikingowie. Uważano, że powstała na dziesiątki lat przed wyprawą Kolumba, co czyniłoby ją najstarszym kartograficznym dowodem, że wybrzeża Ameryki były znane i odwiedzane przed Kolumbem. McCrone oparł swoje orzeczenie na zaledwie jednym znalezisku, poczynionym na mikroskopijnym fragmencie tej mapy, gdzie znalazł cząstkę anatazu, czyli skrystalizowaną formę tlenku tytanu, materiału, który nie występował przed 1920 rokiem. Walter McCrone, który także w tym przypadku ograniczył się do mikroskopowych badań próbki, pomylił się. Badania całej mapy, przeprowadzone przez zespół z uniwersytetu stanu Kalifornia dowiodły, że zawiera ona 1000 razy mniej tlenku tytanu, niż sądził McCrone, a więc nie więcej niż inne średniowieczne dokumenty, których autentyczność nie podlega dyskusji (np. Biblie Gutenberga z XV wieku). Czas i dalsze badania obnażyły liczne słabości jego metodologii.
Podobną omyłkę, jak w ocenie Mapy Vinlandzkiej, dr McCrone popełnił w przypadku Całunu. Niestety, gdy orzekł, że wizerunek na Całunie jest namalowany, prasa nadała jego opinii taki rozgłos, jak później wynikom testu radiokarbonicznego. Krytycy szybko uznali Całun za średniowieczny fałszerstwo, choć nie mieli odpowiedzi na pytanie: Jak w średniowieczu mógł powstać obraz, którego nawet dziś nie potrafią wykonać najlepsi artyści i graficy, ani nawet wyjaśnić, jak powstał?
Badając próbki z Całunu, profesorzy Heller i Adler także znaleźli żelazną ochrę, ale uderzyła ich jej niezwykła czystość w porównaniu z mocno zanieczyszczoną ochrą używaną w farbach. Uprosili różne muzea o zgodę na przebadanie starożytnych tkanin. Odkryli wtedy, że one także zawierają ochrę w czystej postaci, która jest zapewne produktem mikro-organizmów.
Dr McCrone znalazł też śladowe ilości cynobru (siarczek rtęci), wnioskując z tego, że malarz użył czerwonej ochry i cynobru, aby namalować krew. Pomijając to, że krew na Całunie okazała się prawdziwą, ludzką krwią z grupy AB, to próbki pobrane z najbardziej zakrwawionych miejsc Całunu, gdzie powinno być najwięcej barwnika przypominającego krew, w ogóle nie zawierają cynobru!
Skąd wzięły się te mikroskopijne cząstki farby na Całunie? Nie tylko czerwonej ochry, ale nawet ultramaryny, choć na Całunie nie ma ani śladu po kolorze niebieskim! Odpowiedź jest prosta. Otóż w średniowieczu wykonano kilkadziesiąt tzw. Prawdziwych Kopii, których prawdziwość polegała na tym, że po namalowaniu kładziono je na Całunie, aby spłynęła na nie część świętości. Obrazy te zawierały wiele czerwonej ochry i cynobru, które przypominały kolor krwi. Oczywiście po takim kontakcie cząstki pigmentu pozostawały na Całunie. Wystawiano go też w rozmaitych katedrach, których sufity pokryte były barwnymi malowidłami, skąd pochodzą drobne cząstki farby (np. niebieskiej) na Całunie.
Prof. Heller zakończył badania sprowokowane „odkryciami” dr. McCrone’a stwierdzeniem: „Z całego Całunu nie zebrałoby się dość czerwonej ochry czy cynobru na jedną kroplę krwi, a cóż dopiero na całą krew widoczną na nim.”
Czerwień, która zabarwia nici Całunu, składa się wyłącznie z krwi, dlatego rozpuszcza się całkowicie w proteazie, roztworze używanym do rozpuszczania protein. Dowodzi to, że krew na nim nie zawiera żadnych barwników, ani sztucznych dodatków. McCrone przekonałby się o tym sam, gdyby nie zaniedbał przeprowadzenia takiego prostego testu. Prof. Adler, żydowski chemik, który badał Całun, zwłaszcza zabarwienia krwią, napisał: „Wiara, że jest to obraz, wymagałaby większego cudu niż wiara w zmartwychwstanie.”
Ciało widoczne na Całunie Turyńskim zostało uwiecznione w stanie rigor mortis, a więc śmiertelnego skostnienia, kiedy mięśnie sztywnieją, utrzymując ciało w pozycji zajmowanej w momencie śmierci lub tuż po niej, w tym przypadku w pozycji ukrzyżowanego. Skrupulatne badania przeprowadzone przez lekarzy, fizyków i chemików dokumentują, że Całun ukazuje człowieka, który zmarł na krzyżu.
Rigor mortis utrzymuje się zwykle 12-24 godziny od śmierci i zanika 36-40 godzin po niej. Wynika z tego, że wizerunek na Całunie powstał w 24-36 godzin po śmierci. Zgadza się to z relacją Ewangelii, które sprawozdają, że Jezus zmarł w piątek pod wieczór, a zmartwychwstał wczesnym rankiem w niedzielę, a więc około 30 godzin później.
Skrzepy krwi widoczne na Całunie także przemawiają za tym, że fenomen, który uwiecznił wizerunek na nim (zmartwychwstanie?) nastąpił między 20 a 40 godzinami od śmierci Jezusa, gdyż skrzepy krwi formują się do 20 godzin po śmierci. Dowodzi to również, że ciało zniknęło spod Całunu nie wcześniej niż w 20 godzin po śmierci, gdyż inaczej pozostawiłoby ślad na niezakrzepłej krwi.
Niezwykle ważną obserwację poczynili patolodzy, stwierdzając brak oznak rozkładu ciała na Całunie (np. brak śladu po gazach amoniakalnych, które wydzielają się z ust przy dekompozycji ciała). Rozkład zaczyna się około 40 godzin po śmierci, co przyświadcza, że zmartwychwstanie nastąpiło po upływie 20 godzin od śmierci, gdyż do tego czasu formują się skrzepy, ale przed upływem 36 godzin od śmierci, gdyż wtedy na Całunie byłyby ślady rozkładu ciała.
Zachowało się do dzisiaj tysiące całunów ze starożytności, ale żaden nie nosi wizerunku pochowanego w nim człowieka. Nie ma też ani jednego, który byłby bez oznak rozkładu ciała... W tym kontekście ciekawe jest pewne starotestamentowe proroctwo, które zapowiadało, że ciało Chrystusa nie ulegnie rozkładowi. Przytoczył je apostoł Piotr, mówiąc o zmartwychwstaniu Jezusa: „Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim, bo Dawid mówił o Nim: ...nie dasz Świętemu Twemu ulec skażeniu... ani ciało Jego nie ulegnie rozkładowi. Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami” (Dz.2:22-32).
Powyższy tekst jest pierwszym z serii fragmentów książki "Całun turyński jednak autentykiem w świetle najnowszych odkryć i badań ", udostępnionych serwisowi Kosciol.pl przez jej autora, dr Alfreda J. Pallę. Na naszych łamach prezentujemy kilka obszernych fragmentów tej książki, wydanej przez wydawnictwo Betezda
Post został pochwalony 0 razy |
|